Lech JurekAby było nam wesoło często wystarczy bliżej niesprecyzowane źródło dobrego nastroju. Z kolei powód do radości musi już być wyraźniej skonkretyzowany, wszak powinniśmy być z czegoś zadowoleni. Jednak i w tym drugim przypadku mogłoby nam wystarczyć tylko to np., że nie „wstaliśmy lewą nogą”. Mogłoby, ale…

Polacy nadal często wysłuchują opinii, że są notorycznymi malkontentami, że nie potrafią radośnie czcić świąt narodowych, że nie „pali” się do tego młodzież, że… Czy jest to „najprawdziwsza” prawda, czy też zmanipulowana?

Właśnie w takim kontekście zastanawiam się nad wciąż dającym się słyszeć wyszydzaniem ówczesnej działalności takich zespołów pieśni i tańca jak „Mazowsze” czy „Śląsk”. Wciąż dla niektórych jest to sztandarowy przykład zafałszowanego obrazu polskiej kultury ludowej, pochodzący z okresu PRL-u.

A przecież to współcześnie utrzymujący się u nas trend propagowania tzw. ludowizny, zasługuje na głębsze zastanowienie się nad tym – o co tu chodzi? No, bo gdyby chodziło o propagowanie folkloru, to byłoby to godne pochwały, ale…

Dla młodego człowieka wyrastającego w rodzinie pielęgnującej kulturę swych przodków, kultura ludowa (folklor) nie jest „ludowizną”, jest jego kulturą. I teraz pytanie zasadnicze: Ile jeszcze takich rodzin mamy? Instytucje, które mogłyby (choćby tylko częściowo) wyrównać te niedobory, z różnych powodów nie potrafią „stanąć” na wysokości zadania! A szkoda, bo dla każdego z nas (również dla młodzieży) wytwory kultury ludowej też mogą być czytelne, jednak pod warunkiem, że coś o niej wiemy. Tymczasem…

Ile na temat polskich tańców narodowych - w rytmach których jest przecież skomponowana większość naszych pieśni historycznych - wie obecnie przeciętny polski student? A przecież te tańce wywodzą się z naszych kultur ludowych! A skądże on miał te wiadomości wynieść? Z podstawówki? Z gimnazjum? Z liceum? Z…?

We współczesnej polskiej rzeczywistości nie dominuje już „pole” i „koń”, a (dla przykładu) „koń mechaniczny” doprowadził wręcz do tego, że obecnie młody człowiek, przemieszczając się jakimkolwiek pojazdem mechanicznym, nie czuje galopu czy choćby truchtu prawdziwego konia. Nie poczuje zatem w naturalny sposób synkopy w krakowiaku. Ale gdyby ktoś go umiejętnie w to wprowadził?

No tak, jeśli miał to szczęście i trafił (np. w domu kultury) na nauczyciela czy instruktora, który potrafił odróżnić krakowiaka od polki albo kujawiaka od walczyka, a jeśli też ten instruktor potrafił jeszcze określić mazura i mazurka (choćby tylko ludowego i chopinowskiego), to przy takim szczęściu i odrobinie dobrej woli coś na ten temat się dowiedział i mógł zagustować. A wówczas…

Wówczas zaczął oddzielać muzykę ludową (folklor) od „ludowizny”, która jakże często przechodzi (niestety) w muzykę biesiadną, propagującą (wzorem wielu reklam): pożreć, popić i nie myśleć. A jeśli już to potrafi odróżnić, to taki student ma też szansę dociec, jak to się stało, że w jednej (z bardzo wielu) pieśni ludowej jest taka fraza:

Oj! Weselta się ludzie w Maciejowy budzie.
Jak buda się rozwali, weselta się dali!!!

Lech Jurek